poniedziałek, 29 czerwca 2015

18. Elita



Tytuł: Elita
Oryginalny tytuł: The Elite
Autor: Kiera Cass
Wydawnictwo: Wydawnictwo Jaguar
Ilość stron: 328

Jeśli nie czytałeś "Rywalek" nie czytaj tej recenzji, zawiera spojlery.
 
Moim zdaniem:
Do Eliminacji zakwalifikowało się 35 dziewcząt z całej Illei. Na końcu "Rywalek" zostało ich już tylko 6, a wśród nich m.in. nasza America Singer, Marlee i Celeste. Ugh, tej ostatniej książę Maxon mógł się pozbyć, bo jej nie trawię (ciekawe czy ktokolwiek ją lubi, szczerze wątpię). Od razu powiem, że ta część podobała mi się mniej niż poprzednia. Czemu? Spieszę z tłumaczeniem.
 
Po pierwsze, za dużo opisów uczuć, jak dla mnie. Ami ciągle się zastanawia czy nadaje się na księżniczkę, czy podoła obowiązkom z tym związanym, czy Maxonowi naprawdę na niej zależy, czy może powinna wybrać Aspena. Najczęstszym zdaniem w tej książce było chyba, że poszła do pokoju, rzuciła się na łóżko i rozpłakała (ah, wcześniej też wygoniła pokojówki). Irytują mnie takie płaczki, które zamiast wziąć sprawy w swoje ręce, usiąść i wszystko na spokojnie przemyśleć (jasne, takich wydarzeń było wiele, często sobie rozmyślała, ale jakoś do konkretnych wniosków to nie prowadziło) wolą schować się przed światem i wylewać łzy. Rozumiem, że każdy czasem potrzebuje się wypłakać, zwłaszcza taka wrażliwa i uczuciowa dziewczyna jak America, ale bez przesady.
 
Po drugie, Aspen. Aspen? Przecież jest słodki, przystojny, kochany i w ogóle jak można go nie lubić. A można. Przecież zerwał z Ami z powodu swojej wielkiej dumy i honoru, bo kobieta go utrzymywać nie będzie. Sprawił jej tym wielką przykrość. Kiedy już się otrząsnęła i stanęła ponownie na nogi, on się nagle pojawia z powrotem! Jej życie znów się komplikuje, a on jakoś niezbyt się tym przejmuje. Na początku lubiłam Aspena, fajny gość, ale potem zaczął mnie denerwować (w sumie czytając tą książkę ciągle mnie jakaś postać denerwowała).
 
Skoro już o bohaterach, którzy mnie denerwują, mowa, to jeszcze raz wpiszę na listę Ami. Lata z kwiatka na kwiatek, raz Aspen, raz Maxon. Gra na dwa fronty, czego ja stanowczo nie pochwalam i mnie się to nie podoba. No i denerwuje, jak już wspomniałam. Cały czas też rozmyśla o tym kogo wybrać i jak się już na któregoś zdecyduje, to nagle wychodzi spotkanie z odrzuconym kandydatem, a podjęta decyzja nie ma już znaczenia i trzeba zaczynać cały proces przemyśleń na nowo. Eh, ciężkie życie.
 
Nie mogę jednak mówić, że przy lekturze tej książki cały czas się denerwowałam, oczywiście, że nie. Czytało mi się ją bardzo dobrze i przyjemnie. Są postacie, do których nie mam żadnych zastrzeżeń, np. Marlee i bardzo zszokowało mnie to co się z nią stało (długo myślałam jak to napisać, żeby nie zaspojlerować, chyba tak jest dobrze). Jeszcze bardziej zaskoczyło mnie późniejsze zachowanie Maxona. No i głupota Ami, ale nie będę się o tym rozpisywać, bo miałam tutaj wymieniać zalety. To co mogę jeszcze dobrego powiedzieć, to, że zazdroszczę Ami sukienek, które szyją jej pokojówki. Nie ma w książce żadnych obrazków je przedstawiających, ale jak wyobrażę sobie te wszystkie kreacje, to naprawdę podziwiam jej służące.
 
Ogólnie rzecz biorąc, książka nie jest zła, jak by się mogło wydawać po lekturze powyższego tekstu. To są tylko moje odczucia i pomimo tych denerwujących epizodów i postaci, to jest też wiele zaskakujących i wzruszających momentów. Powiem tak: jeśli czytaliście pierwszą część i wam się spodobała, to pewnie i tak sięgnięcie po drugą, bo takie urywanie historii jest najgorsze dla czytelnika. Tak więc czekam i na wasze opinie i spostrzeżenia.
 
Moja ocena: 7/10